Miniony tydzień spędziłam, w jednym z najpiękniejszych regionów w Polsce – na Mazurach. Ostatnimi czasy staram się być tam co roku, zwykle jednak wybieram żagle.
W tym roku by przełamać coroczną rutynę, wybrałam kajaki. Wybór rzeki padł dosyć szybko – Krutynia. Cieszyłam się niezmiernie, ponieważ kilkanaście lat temu spływ tą rzeką był moim pierwszym zetknięciem się z Mazurami.
Po 15 godzinach jazdy pociągiem i autobusem, wreszcie udało nam się dotrzeć do Młynika z którego planowaliśmy zacząć naszą przygodę. Niestety okazało się że ośrodek w którym planowaliśmy rozbić namiot jest obecnie 'ośrodkiem kolonijnym’ tak więc miła Pani kierowniczka nas przepędziła…
Z ciężkimi bagażami na piechotę, nie jest łatwo podróżować, więc naprawdę się załamałam. Na szczęście na ziemi są jeszcze wspaniali ludzie! Sołtys Młynika użyczył nam kawałek swojej ziemi, nieopodal domu. Ba!! Obdarował nas siatką jedzenia i wrzątkiem na herbatkę.
Jabłuszko od Sołtysa z ogródka.
Kolejny dzień minął bez większych niespodzianek, natomiast z przyjemnością mogę polecić wszystkim planującym spływ Krutynią, biwak na Andrzejówce (jezioro Dłużec).
Ognisko było każdego wieczoru, nawet jak padało!
Następny dzień był bardzo ciężki, nasz plan zakładał dopłynięcie do Spychowa. Niestety stanica w Spychowie była przepełniona i nie zachęcała by się tam rozbić, popłynęliśmy kawałek dalej. Właścicielka domu z pokojami gościnnymi, pozwoliła nam bez opłaty rozbić się w pięknym ogródku – jaka szkoda że dochodziła godzina 20 i było bardzo zimno!
Ponieważ dystans do Spychowa nas okrutnie wykończył, czwartego dnia zaplanowaliśmy krótki odcinek – wybór padł na biwak na prawym brzegu Jeziora Mokrego. I tu nie obyło się bez komplikacji – mapa pokazywała dwa biwaki nieopodal siebie. Pierwszy zdecydowanie nie przypadł nam do gustu, natomiast drugi nie był widoczny z wody. Rozbiliśmy się więc tuż przy granicy z rezerwatem. Mapa zdecydowanie wskazywała, że teren ten nie jest rezerwatem, jednak gdy rozbiliśmy namioty wraz z innymi kajakarzami właściciel dwóch wyżej wymienionych miejsc biwakowych, ostrzegł nas przed karą w wysokości 500zł. Zaczęły się telefony do straży leśnej – czy rzeczywiście nie możemy się tu rozbić? Koniec końców spakowaliśmy się, złożyliśmy namiot i wróciliśmy na pole biwakowe.
W następnym dniu wreszcie zjadłam coś normalnego! Od razu chciałabym polecić punkt gastronomiczny z plackami ziemniaczanymi i naleśnikami z jagodami, których niestety nie jadłam – ale widziałam że były pyszne (Port Rosocha).
Nocleg planowaliśmy kawałek dalej tuż za punktem z pysznymi plackami, niestety gdy tylko postawiliśmy namioty, przepędziły nas młode byki – na szczęście kawałek dalej właściciel byków miał drugie pole biwakowe (oczywiście ceny wyższe – bo bez byków ;) ).
Tam też następnego poranka zjadłam naleśniki z jagodami – były przepyszne. (Wysoki brzeg pod Bocianim Gniazdem u Kaczmarczyków)
Tego dnia objadłam się niesamowicie. Po pysznym śniadanku w stanicy, w Nowym Moście na obiad pochłonęłam sandacza – muszę przyznać, że rybka była bardzo dobra, a na kolację zjadłam kiełbaskę z ogniska. Tego dnia nocleg wypadł przed Iznotą.
Częściej niż dobrym obiadem, trzeba było zadowolić się serkiem, deserkiem lub błyskawiczną zupką.
Celem naszej podróży zostały Ruciane Nida, niestety stanica wodna u Andrzeja nie oferowała zbyt ciekawego jedzenia. Pyszny obiad natomiast zjedliśmy w centrum, w restauracji „u Ziutka”.
Wszystkich, którym nigdy nie zdarzyło się wybrać na spływ kajakowy zachęcam do spłynięcia tym pięknym odcinkiem rzeki.
aleglodomorek
Ale mi miło, że Pani do mnie trafiła! Jeśli tylko będę na szlaku po raz kolejny, na pewno wpadnę na naleśniki :) Pozdrawiam ciepło :)!
Anonimowy
dziękuje za pochwałę naleśników i oczywiście zapraszam na spływy i do baru pod bocianim gniazdem-Monika Kaczmarczyk
głodomorek
W takim razie zachęcam do podróży! ;)
Samantha
Och Mazury, pomarzyć… Rozmarzyłam się wspominając dawne studenckie czasy, z plecakiem po przygodę :) Wspaniała wyprawa i pyszne naleśniki, pozdrawiam :)
Biedr_ona
Fajna fotorelacja, ja jeszcze nie byłam na Mazurach, a naleśniki? Pychota zapewne ;-)
http://www.przysmakiewy.pl
Joanna Skoraczyńska
Fajna wyprawa, ale jak się o niej czyta u Ciebie ba blogu. Ja bym się chyba na taką przygodę i "tułaczkę" już nie zdecydowała;-) Ale naleśniki pochłonęłabym z wielką chęcią :-)
Kasia
Wspaniałą wycieczka :) Chciałabym kiedyś spróbować wypadu na taki spływ.
A te naleśniki wyglądają wspaniale!